ostatnio byliśmy...

Piknik historyczny-Porabka

Noc Muzeów-Kostrzyn

Österreich - Das ende

Na Pragę

Operacja Kozica

Bój o Kołobrzeg

Arnswalde w ogniu

Cunzendorf unter dem Walde 1945

Lettland 1944

nasz udział w filmach:


Untitled Document

:: Gazeta Wyborcza

15 stycznia 2009 we wrocławskim wydaniu Gazety Wyborczej pojawił się artykuł Beaty Maciejewskiej, dotyczący działalności GRH Festung Breslau na polu dokumentowania śladów Breslau w naszym mieście.

Spieszmy się robić zdjęcia, tak szybko tynkują
Beata Maciejewska

Niemieckie reklamy sklepów, napisy sławiące bohaterstwo żołnierzy Armii Czerwonej, podziurawione kulami mury i krasnoludki Pomarańczowej Alternatywy łączy historia Wrocławia. To jej ślady. Spróbujmy je ocalić

Coraz szybciej znikają. Domy otrzymują nowe elewacje, ulice nową nawierzchnię, ślady przeszłości coraz częściej można oglądać już tylko na zdjęciach.

Jak szyld reklamowy "Motor u. Fahrräder" (sklep/ serwis motorów i rowerów) na kamienicy przy ul. Buraczanej, który kilka lat temu pokryła warstwa farby.

Jak uspokajający komunikat "Min niet" na rampie przy ul. Robotniczej.

Jak krasnoludka Pomarańczowej Alternatywy na budce telefonicznej.

Istnieją już tylko w internecie, na stronie www.wroclaw.hydral.com.pl , którą prowadzi stowarzyszenie Wratislaviae Amici, albo w zbiorach Grupy Rekonstrukcji Historycznej "Festung Brelau" (www.festungbreslau.pl ).

W poszukiwaniu znikającego czasu

- Nie rozstaję się z aparatem, nigdy nie wiadomo, kiedy natknę się na taki stempel czasu - opowiada Grzegorz Kwolek, fotoreporter należący do Wratislaviae Amici.

Czasem od razu rzuca się w oczy, czasem jest głęboko ukryty. Jak ślad po napisie "POLIZEIPRAESIDIUM" nad wejściem do Komendy Wojewódzkiej Policji. Mosiężne litery zdjęto po wojnie. Wszystkie z wyjątkiem I. Dziś trudno się domyślić, czego jest pozostałością.

Do ulubionych odkryć Kwolka należy też napis zieloną farbą na estakadzie kolejowej przy Nasypowej: "Fictestr. 8" (powinno być "Fichtestr., czyli Tomaszowska).

- Przypuszczam, że to wiadomość o nowym adresie, pozostawiona przez jednego z mieszkańców Breslau, przesiedlonego w trakcie zdobywania twierdzy przez Rosjan - uważa Kwolek.

Podobne zdobycze ma w swoich zbiorach Grupa Rekonstrukcji Historycznej "Festung Breslau". Dokumentują szyldy sklepowe, nazwy zakładów usługowych, reklamy oraz "graffiti" malowane przez dawnych wrocławian. Posiadają bogatą kolekcję fotografii śladów oblężenia Festung Breslau. Zdjęcia dziur po kulach na murach kamienic, bunkrów i innych umocnień.

- Bywają takie ślady historii, o zachowanie których nie musimy się martwić, choćby kratki ściekowe czy hydranty z niemieckimi napisami. Ale napisy na murach znikają coraz szybciej - opowiada Michał Tuz z GRH "Festung Breslau".

Teraz zamierza wesprzeć ich miasto. Wiceprezydent Jarosław Obremski chciałby, żeby część stempli "ciekawych czasów" została utrwalona. - Jeszcze 20 lat temu w mieście pełno było napisów z okresu stanu wojennego, np. "Uwolnić Frasyniuka", a niemieckie szyldy, czy rosyjskie albo stalinowskie hasła nikogo nie dziwiły. Dziś to już rzadkość. Szkoda byłoby dopuścić, żeby znikły całkowicie - tłumaczy. - Wrocław miał skomplikowaną historię, można ją też pokazać w przestrzeni miejskiej.

Obremski spotkał się już z członkami Grupy Rekonstrukcji Historycznej "Festung Breslau" i poprosił o zrobienie listy najciekawszych śladów historii.

Co się zdarzyło na Rossplatz

Mają różną metrykę. Te najstarsze to ślady szczęśliwego Breslau sprzed 100 lat. Miasta, które jeszcze nie wiedziało, że czekają je dwie wojny światowe, faszyzm i komunizm. Miało świetnego burmistrza, dr Georga Bendera i pod jego rządami nabierało wielkomiejskiego sznytu.

Wybudowano mosty Zwierzyniecki, Grunwaldzki i Pomorski, nowe szpitale, sieć łaźni miejskich i Kolejkę Wrocławsko-Trzebnicko-Prusicką. Nazwa szumna, choć ciuchcia raczej skromna.

Wąskotorowa kolejka ruszyła w styczniu 1899 roku. Stacja początkowa była na Rossplatz (dziś pl. Staszica), później dwutorowy odcinek prowadził dzisiejszymi ul. Pomorską, Władysława Reymonta przez most Osobowicki, a dalej jednym torem poza ówczesne granice miasta: przez Karłowice, Poświętne, Widawę, Psary do stacji w Wysokim Kościele, i dalej, do Trzebnicy i Prusic.

Pasażerów nie brakowało - mieszkańcy okolicznych miasteczek jeździli do Wrocławia do pracy i szkół, do Trzebnicy natomiast podróżowali pielgrzymi i kuracjusze uzdrowiska. Towarowe wagony woziły zboże, buraki, węgiel, nawozy, drewno i wódkę. Interes kwitł aż do 1951 roku. Najpierw zamknięto miejski odcinek kolejki, a stację przeniesiono na ul. Na Polance. 16 lat później wstrzymano ruch na całej trasie.

Po kolejce została stacja, dziś w posiadaniu parafii pw. św. Bonifacego, oraz... kawałek torów wychodzący ze stacji. Dziś tylko wtajemniczeni wiedzą dokąd wiodły.

- Jeśli miałyby przetrwać remont ulicy, to w pobliżu powinna zostać umieszczona tabliczka informująca o historii kolejki - mówi dr Łukasz Krzywka, historyk sztuki z UWr, który też dokumentuje znaki czasu.

Żałuje, że nie zachowano torów tramwajowych, które kiedyś biegły przez Rynek. Okazjonalna przejażdżka tramwajem po Rynku (np. w rocznicę uruchomienia pierwszej linii) mogłaby być wielką atrakcją. Przetrwał za to kawałek torów przy ul. Bernardyńskiej, będący śladem po wielkiej rozbiórce Wrocławia na przełomie lat 40. i 50., kiedy miasto zamieniono w największą cegielnię Polski.

Po torach jeździła kolejka, do której ładowano cegły z rozbiórki domów. "Zniszczone budynki wyburza wojsko, a potem robotnicy sprzątają ulicę, żeby była przejezdna. Podobno Wrocław dostarcza Warszawie cegłę na odbudowę stolicy. Tak w każdym razie mówi się w mieście. Czyżby Warszawie brakowało cegieł z rozebranych domów i trzeba je było ściągać aż z takiej odległości?" - notowała w swoim dzienniku Joanna Konopińska.

Dziś już wszyscy wiedzą, że tak właśnie było, za to zapomnieli do czego służyły te tory.

Breslau musi zniknąć

Niemieckie szyldy, reklamy czy tabliczki uliczne same tłumaczą swoje przeznaczenie. Zdumiewające jest, że przetrwały, bo powinny zniknąć ponad 60 lat twemu. 6 września 1945 roku prezydent Wrocławia nakazał właścicielom nieruchomości usunięcie niemieckich napisów i to pod odpowiedzialnością karną. Mieli to zrobić w ciągu tygodnia.

Oczywiście termin był nierealny, choć sprawa prestiżowa. Nawet ulicom nie udało się szybko nadać polskich nazw i w latach 1945-1946 nagminnie używano niemieckich. Jeszcze w marcu 1948 roku dzisiejsza Oficerska była Kommendeweg. W ogłoszeniach prasowych zwyczajowo podawano nazwy niemieckie obok polskich, co zresztą było koniecznością, skoro Gierymskiemu przydzielono dwie ulice, a Janowi Henrykowi Dąbrowskiemu - trzy.

Prasa, która czuwała nad akcją "odniemczania" miasta grzmiała, że w knajpach niemieckie orkiestry grają niemieckie przeboje, Polacy - i to w mundurach - chodzą na zabawy z Niemkami, a polscy kupcy sprzedają niemieckie widokówki i używają opakowań z niemieckimi nadrukami. Zdarzały się nawet przypadki używania przez instytucje państwowe firmowego papieru z Hackenkreutzem i podpisem "Heil Hitler", kolej wykorzystywała niemieckie blankiety biletowe, a urzędnicy pisali na niemieckich maszynach bez polskich znaków. Wytykano władzom pozostawienie cokołów niemieckich pomników, niemieckich nalepek na butelkach piwa, żądano usuwania nazwy Breslau z pokryw zamykających włazy do kanałów.

- Ślady tej akcji można oglądać na ul. Lelewela, na pl. Legionów i przed Komendą Wojewódzką na pl. Muzealnym. Pokrywy mają w większości zaspawany napis "Breslau", ale kilka przeoczono lub zniszczono w nich tylko jedną literę - mówi Kwolek.

Gustav Freytagstrasse

Wiosną 1947 roku "Słowo Polskie" ogłosiło konkurs: "Usuwamy ślady niemczyzny we Wrocławiu". Uczestnicy wyszukiwali niemieckie napisy, pomniki, tablice pamiątkowe, a w nagrodę dostali książki. Dwa lata później odtrąbiono sukces. Był on jednak połowiczny.

Owszem, za pomocą dłuta i młotka likwidowano kilkusetletnie napisy z epitafiów na kościele św. Barbary (dziś katedra prawosławna), ale na ścianach kamienic zostały wskazówki techniczne w języku niemieckim ("wyjście awaryjne", "droga ewakuacyjna", "nie parkować rowerów"), nazwy sklepów czy nawet niedbale zamalowane slogany reklamowe.

- Dopiero dwa lata temu znikł szyld "Lebensmittel" (artykuły spożywcze) sklepu przy ul. Księcia Witolda. Za to wykuta w kamieniu wskazówka "Durchgang zur Flurstr." (przejście na Flurstrasse, czyli Małachowskiego), widniejąca nad bocznym tunelem Dworca Głównego, wciąż jest doskonale widoczna. To mój ulubiony ślad Breslau - mówi Kwolek.

Intryguje go szyld sklepu przy ul. św. Wincentego z nazwiskiem właściciela "Emil Krywalski".

- Sądzimy, że jest przedwojenny, choć w niemieckich księgach adresowych nie udało nam się odnaleźć Krywalskiego. Ale wskazują na to czcionka i sam fakt umieszczenia nazwiska w szyldzie - mówi.

Jak liczna była wrocławska Polonia, nie wiadomo. Historycy mówią o 4-5 tysiącach Polaków w 1918 roku, ale im bliżej wojny, tym było ich mniej. Większość to kolejne pokolenia rodzin przybyłych do Breslau z Wielkopolski, Pomorza i Górnego Śląska jeszcze w XIX wieku, w poszukiwaniu lepszej pracy. Przeważnie robotnicy i rzemieślnicy, trochę kupców. Być może był wśród także Krywalski.

Ludzie z Wratislaviae Amici odnaleźli też dwie niemieckie tabliczki uliczne - jedna na Dyrekcyjnej, druga na Kruczej. Napisy zostały jednak skutecznie zniszczone i trzeba wierzyć, że informowały przechodnia o wejściu na Gustav Freytagstrasse i Charlottenstrasse.

Wiadomość z oblężonej twierdzy

Sporo śladów zostało po Festung Breslau. Bitwa o najdłużej broniącą się twierdzę III Rzeszy trwała 80 dni. Miasto nigdy wcześniej nie stanęło w obliczu takiej tragedii. Zamieniło się w wielki cmentarz, przywalony górami gruzów. Udało się je odbudować, ale ślady wojny wciąż jeszcze widać.

Po pierwsze, zachowały się schrony. W większości z oryginalnymi napisami technicznymi lub propagandowymi. Na razie nic im nie grozi. Wprawdzie ten, który rozciąga się pod Nowym Targiem, miał być wyburzony, by ustąpić miejsca podziemnemu parkingowi, ale potencjalni inwestorzy uznali, że usuwanie pamiątek II wojny światowej za dużo ich kosztuje. I schron zostanie. Niestety, zalany częściowo wodą, niedostępny dla zwiedzających i kłopotliwy dla urzędników miejskich, którzy wciąż nie wiedzą co z nim zrobić.

- Zdjęcia najważniejszych schronów już mamy, teraz zbieramy dane dotyczące miejsc, gdzie na murach zachowały się białe strzałki wskazujące drogę do schronów. Takie jak na budynku Biblioteki Uniwersyteckiej czy szkoły przy ul. Trzebnickiej - mówi Michał Tuz z GRH "Festung Breslau".

Po drugie, na elewacjach domów wciąż widać ślady po kulach i pociskach artyleryjskich.

- Skoro przez ponad 60 lat nie wstydziliśmy się ich, warto je zachować. Oblężenie Festung Breslau zniszczyło to miasto z 30 tys. domów przetrwała jedna trzecia. I to uszkodzona. Teraz ślady kul znikają pod nowymi elewacjami, ale remont można tak przeprowadzić, żeby znak został i dom dobrze wyglądał - mówi Jarosław Obremski.

Po trzecie, w kilku miejscach Wrocławia zachowały się na murach wiadomości od mieszkańców twierdzy poszukujących rodzin. Taki "telegram" z oblężonego miasta napisała oma (babcia) Truda i umieściła go na ścianie domu przy ul. Lnianej 15. Często była to jedyna szansa, żeby porozumieć się z bliskimi.

Większość cywilnych mieszkańców Wrocławia opuściła miasto w styczniu 1945 roku, do dziś rodziny rozdzielone na dworcach i szosach próbują się odnaleźć. Niemiecka telewizja ZDF publikuje zdjęcia tych, którzy ostatni raz widzieli się ponad 60 lat temu. Ale ci, którzy zostali w oblężonej twierdzy, też musieli się przeprowadzać. Często w panice.

Kiedy natarcie przeszło przez pl. Powstańców Śląskich, dowództwo twierdzy zarządziło przymusową ewakuację ludności cywilnej z ul. Wielkiej i ul. na południe od Dworca Głównego. Ks. Paul Peikert, proboszcz parafii św. Maurycego, zanotował: "Na probostwo przychodzą stare, sędziwe kobiety i mężczyźni w wieku przeszło 75, 80 do 85 lat, którym pod koniec życia w ich skromnym domostwie zabrano wszystko. Ponieważ drogę z południa na północ muszą odbywać pieszo, męczą się i są bliscy załamania. Zabrać mogą ze sobą tylko drobnostki".

Zostawić - wiadomość na murze domu. Coraz bardziej blaknącą.

Uwolnić więźniów, ocalić krasnoludka

Za to napisy pozostawione przez żołnierzy Armii Radzieckiej wciąż błyszczą świeżością. Może to zasługa lepszej farby, a może fakt, że bratnie wojsko stacjonowało u nas do 1991 roku. Kto chce poczytać cytaty autorstwa cara Piotra czy hymny ku czci gierojów walczących "za rodinu" powinien pojechać na ul. Koszarową czy na Maślice, do dawnych sowieckich koszar. Tyle że tam też już się robi porządki. Na Koszarowej gospodarują Uniwersytet Wrocławski i IPN, na Maślice wprowadziły się policja i straż pożarna. Niedługo nawet gieroje polegną.

I nie ma ich co żałować, skoro naszych bohaterów też nikt nie uratował. W latach 80. hasła malowane na murach były bronią do walki z komuną, dziś trzeba by wynająć Eberharda Mocka, żeby je odnaleźć. Nikt już nie chce uwolnić Frasyniuka ani pokonać wrony, znikły też krasnoludki Pomarańczowej Alternatywy. W PRL zamalowywała je władza ludowa, w III RP wspólnoty mieszkaniowe. Gdy w 1990 roku pracownicy Zarządu Regionu NSZZ "Solidarność" przygotowywali plakat na rocznicę stanu wojennego i postanowili wykorzystać w tym celu zdjęcie hasła "Wrona skona", okazało się, że w mieście nie można już żadnego znaleźć. Trzeba było je malować na murze czarnym sprayem, ze świadomością, że tym razem to już na pewno jest szkodliwy czyn.

Z większą estymą potraktowano jedynie ślady powodziowe. Na Traugutta, przy mostach Młyńskich oraz przy moście Trzebnickim zaznaczono linię wody, która zalała miasto w 1997 roku. Przy następnych powodziach będzie gdzie dostawiać kreski.

Ale jest takie miejsce we Wrocławiu, gdzie zaczęto już akcję utrwalania śladów historii. Stuletnia kamienica przy ul. Smoluchowskiego 22, pomarańczowa, nowiutka elewacja, a w niej wycięty prostokąt. Z bliska widać szary mur i krasnoludka Pomarańczowej Alternatywy.

- Nie wyobrażaliśmy sobie, że krasnoludek może zniknąć. Gdy remontowaliśmy dom, postawiliśmy firmie warunek: muszą skrzata ocalić. Chcieliśmy nawet zakryć go szybą, ale już nam zapału nie starczyło - mówi Elżbieta Klimek, mieszkanka kamienicy.

Teraz krasnal ma jeszcze większą szansę, by przetrwać. Wiceprezydent Obremski obiecuje mu szklany dom. I nie tylko jemu. Dlatego czekamy na wszystkie informacje dotyczące śladów historii. Żeby miały szansę przetrwać.

powrót

Celem niniejszej witryny internetowej jest tylko i wyłącznie prezentacja działalności Stowarzyszenia Grupa Rekonstrukcji Historycznej Festung Breslau. Witryna ta w żadnym wypadku nie ma na celu propagowania ideologii totalitarnych i w żaden sposób nie jest związana z przekonaniami członków ww. Stowarzyszenia. Przedmioty zawierające symbole ustrojów totalitarnych, prezentowane na niniejszej witrynie, mają jedynie wartość historyczną, dokumentacyjną i poznawczą.

artykuły:


Ucieczka ze stalinowskiego raju


Kobiety w RKKA


Oficerowie polityczni w Armii Czerwonej


Niespokojna emerytura


Sto Gram


Radar i sowieckie myśliwce nocne


Fotografia wojenna


Francuzi w WH i SS


Deutsche Feldpost


Jednostki turkiestańskie w WH i SS


Prasa w Breslau

życie grupy: