Untitled Document
::Ucieczka ze stalinowskiego raju i droga powrotna. Historia Pirogowa i Barsowa.
19 października 1948 r. z lotniska Kołomyja w Zachodniej Ukrainie wykonując lot ćwiczebny wystartował radziecki bombowiec taktyczny Tu-2 z 63. lotniczego pułku bombowego. Jedną z osób, które pilotowały samolot był 28-letni lejtnant Piotr Afanasjewicz Pirogow, kandydat na członka WKP (b), weteran wojny radziecko-niemieckiej, zwiadowca lotniczy i nawigator, kawaler orderów Czerwonej Gwiazdy i Wojny Ojczyźnianej II stopnia. Obok niego 30-letni starszy lejtnant Anatolij Parfirjewicz Barsow, też weteran wojny, pilot-bombowiec, nie raz był ostrzeliwany przez myśliwce i środki przeciwlotnicze wroga, członek WKP (b), kawaler orderu Czerwonego Sztandaru. W trzecim samolocie był nieznany strzelec pokładowy w stopniu sierżanta. Dwóch przyjaciół - pilotów poznało go dopiero przed startem a sam strzelec uważał lot za rutynowy. Niczego się nie bał.
W tym samym czasie to nie był zwykły lot ćwiczebny. Pirogow i Barsow uciekali ze stalinowskiego ZSRR. Wbrew temu, że mogli uważać się u siebie w kraju za ludzi raczej nie biednych i szanowanych w społeczeństwie, planowali to już od dawna. Zamiast krążyć dookoła lotniska jak należało wzięli kierunek na okupowaną Austrię. Ich celem było miasto Linz w amerykańskiej strefie okupacyjnej. Piloci lecieli na ślepo, kierunek i konieczny zapas paliwa wyliczyli na oko. Mieli mapy rejonu z klauzulą "tajne", ale władza radziecka w swoim stylu wymazywała na nich wszystko co znajdowało się poza granicami ZSRR. To również był jeden z licznych powodów dla którego postanowili opuścić swój kraj o który nie tak dawno walczyli - jak mamy walczyć z nowym wrogiem, jeśli nie znamy terenu, czyżby władze obchodziło tylko utrudnianie ludziom opuszczenie kraju? Przyjaciele byli gotowi na to, że w swoich wyleczeniach popełnili błąd. W przypadku lądowania awaryjnego lub lądowania nie tam gdzie trzeba planowali kontynuować podróż na zachód pieszo.
Ponieważ lot miał być ćwiczebny to samolot został zatankowany tylko na godzinę lotu. Będąc jeszcze na ziemi Barsow przekonał tankowców aby wlać więcej paliwa, jednak i tak skończyło się ono w powietrzu. Piloci już decydowali sięlądować na gruncie gdy w ostatniej chwilizauważyli lotnisko i do niego dociągnęli. Strach oponował ich tuż przed dotknięciem ziemi - na budynkach były namalowane pięciopromienne gwiazdy, to oznaczałoby, że to jest radziecka strefa okupacyjna! Za kilka minut uspokoili się - gwiazda była biała, a to oznaczało, że tu panują Amerykanie.Znaleźli się na lotnisku amerykańskiej bazy Vogler. Nie pomylili się w obliczeniach, lotnisko znajdowało się 12 km od Linzu.
Pirogow wyciągnął głowę z samolotu i zakrzyczał do otacząjących go ludzi kalecząc angielski: "I is Russian pilot! Where is Linz?". Piloci poprosili o azyl polityczny.
Amerykanie decydują o losie uciekinierów
Podstawy prawne wobec uciekinierów ze wschodu jeszcze nie istniały więc Amerykanie pozostawili pilotów na swojej bazie i nadali status "visiting foreign officers", czyli oficerów cudzoziemców w odwiedzinach. Rozpoczęła się ostra wymiana wiadomościami pomiędzy sztabem amerykańskich wojsk okupacyjnych a Waszyngtonem. A rodacy już szukali zbiegów. Na początku Amerykanie chcieli zwrócić zbiegów z powrotem, jednak szybko sobie przypomnieli, że już kilku zbiegów zostawili u siebie. Skoro więc istnieje już precedens to tych nowych także należy zostawić. Cztery dni później do Amerykanów przyjechało osobiste przedstawicielstwo Najwyższego Komisarza ZSRR w Austrii, głównodowodzącego Centralną Grupą Wojsk generała armii, Wladimira Kurasowa. Zaproponowali oni uciekinierom wrócić do ZSRR dobrowolnie. Sierżant-strzelec, który dowiedział się o planach ucieczki dopiero w powietrzu i nieświadomie stał się współsprawcą zgodził się natychmiast (zaproponowano mu w samolocie, że albo niech siedzi cicho albo niech skacze dopóki jeszcze byli nad terenem radzieckim). Pirogow i Barsow odmówili powrotu. W rozmowie z radzieckimi wojskowymi Amerykanie odpowiedzieli, że nie byli w prawie kogokolwiek zmuszać siłą do powrotu, a samolot oddadzą natychmiast. Następnego dnia grupa mechaników radzieckich zabrała Tu-2 z powrotem. Tak uciekinierzy pozostali w bezpieczeństwie. 4 lutego 1949 r. znaleźli się tam gdzie planowali - w USA, wydano im tymczasowe karty pobytu.
W rodzimym pułku uciekinierów natomiast posypały się kary i poleciały gwiazdy z naramienników. W pierwszym państwie proletariackim pół oficjalne istniała zasada odpowiedzialności zbiorowej. Polegała ona na tym, że skoro jakieś przewinienie wyszło na jaw to wszyscy w otoczeniu winowajcy, przede wszystkim członkowie rodziny, koledzy z pracy, przełożeni i podwładni zostawali ukarani w ten lub inny sposób. Co więcej, w przypadku takiego poważnego przestępstwa jak porwanie wojskowego samolotu i ucieczka za granicę, zgodnie z KK RFSRR 1926 r. otoczeniu mogła grozić nawet odpowiedzialność karna za nieinformowanie władz lub "przegapienie". Etyka zawodowa i radziecki wymiar sprawiedliwości czasów stalinowskich z góry uznawały, że bliskie otoczenie sprawcy po prostu nie mogło nie wiedzieć o przygotowaniach czynu karalnego. Oprócz odpowiedzialności karnej innymi konsekwencjami nieformalnymi mogły zostać - koniec kariery, cofnięcie przywilejów, "szklany sufit" wobec osoby "niepewnej", degradacja, zmiana warunków pracy na gorsze. Osób znajdujących się w tarapatach wczorajsi koledzy starali się unikać. Wiedząc o tym, jeden z uciekinierów, Pirogow, specjalnie pokłócił się i rozstał ze swoją ukochaną, aby ta nie miała problemów. Niestety jednak inni znajomi dezerterów ucierpieli. Szef wydziału kontrwywiadowczego pułku za niedopełnienie obowiązków trafił pod sąd. Natomiast dla kolegów dezerterów niedoniesienie o ucieczce oznaczało wycofanie z pogranicznych obszarów do głębi ZSRR, przekierowanie do służb naziemnych, zakaz lotów, inaczej po prostu trafienie do kategorii "potencjalnie nielojalnych". Przez ucieczkę naszych dwóch bohaterów zmianom także uległy schematy lotów i miejsca lokalizacji lotnisk w obszarze stacjonowania pułku. Zostały one cofnięte dalej od granicy, aby następnym razem myśliwce miały czas zestrzelić samolot z uciekinierami.
Pirogow i Barsow (z papierosem) tuż po ucieczce.
Pirogow i Barsow
W duecie dezerterów "siłą napędową" był Pirogow. Urodził się 23 grudnia 1920 r. we wsi Koptiewo, koło Tambowa. W wojsku służył od 1939 r. Skończył szkołę nawigatorów lotnictwa w stopniu młodszego lejtnanta. Podczas wojny radziecko-niemieckiej wykonywał loty zwiadowcze na froncie niemieckim, a od 1942 r. na Rosyjskim Wschodzie Dalekim. Miał on zbierać informację z powietrza, że Japonia nie planowała uderzenia na ZSRR. Potem znów trafił na Front Zachodni, gdzie latał nad Niemcami i Austrią.
Jego kolega Barsow był rówieśnikiem Rewolucji Październikowej. Urodził się 24 kwietnia 1917 r. we wsi Staro-Almietiwo pod Kazaniem. Ukończył szkolę robotniczą, jednocześnie uczestniczył w klubie lotniczym. W wojsku od 1938 r. Po rozpoczęciu wojny radziecko-niemieckiej długo stacjonował w rezerwie. Na froncie od 1943 r. - wykonywał loty zwiadowcze, później bombardował przeciwnika. Walczył nad Bałtykiem.
Piotr Pirogow był wiernym leninowcem, w trakcie wstępowania do partii wierzył w jej wielkie ideały. Walczył na wojnie o kraj proletariacki, o dzieło Lenina-Stalina. Jednak po wojnie w jego głowie zrodziły się wątpliwości. Radziecka propaganda zbyt mocno odróżniała się od rzeczywistości. Swoją role zagrały słynne słowa "Iwanu znów pokazali Europę, a Europie znów pokazali Iwana". Pokonani żyli zdecydowanie lepiej niż ci, którzy ich pokonali. A przecież propaganda trąbiła, że kraj radziecki jest najbogatszy i najwspanialszy, najbardziej sprawiedliwy. Ponadto Pirogow uważał za nienormalną atmosferę powszechnego strachu i donosicielstwa w stalinowskim zwycięskim wojsku. Gnębiła go absolutna władza organów bezpieki, aresztowania ludzi po niemieckiej niewoli, stałe poszukiwania wrogów wewnętrznych. Co więcej, jeszcze w czasie wojny Pirogow zauważał, że wojsko radzieckie było cały czas rozpite, niezdyscyplinowane, a morderstwa, grabież i gwałty były na porządku dziennym. Nie podobało mu się, że zwycięstwo w wojnie, które jego zdaniem odniósł lud, przypisała sobie partia bolszewicka. Uważał za kpinę z ludu radzieckiego bezalternatywne wybory. To samo myślał o propagandzie o szczęśliwymi sprawiedliwym bezklasowym społeczeństwie radzieckim. Denerwowało go, że funkcjonariusze bezpieczeństwa państwowego, te "tyłowe szczury", którzy mogą bić tylko swoich chodzili w czystych, dopasowanych mundurach gdzie w tym samym czasie bojowi oficerowie liniowi chodzili w znoszonych, zniszczonych i brudnych. Żołnierskiemu sercu również nie pasowało to, że "tyłowi" palili lepsze, fabryczne papierosy i papieroski, w tym zagraniczna "Camele". Frontowi natomiast łącznie z dowódcą dywizji lotniczej - paskudną żołnierską machorkę owiniętą w brudną bibułę z gazety. Zastanawiał się gdzie jest ten wspaniały krajo którym trąbiła propaganda. Inną rzeczą, która powodowała wątpliwości była zbyt gwałtownie zmieniona retoryka wiadomości wobec byłych sojuszników - Amerykanów. Jeszcze wczoraj mówiono o nich jak o przyjaciołach, a teraz jak o najgorszym kraju na świecie, gdzie lud pracujący umiera z głodu, a murzynów wieszają na latarniach. I co to w końcu była za propaganda. Była rażąca, prymitywna i kiczowata. Człowiek myślący miałby co najmniej do niej pytania. Pirogow był nawet przekonany, że propagandzista sam nie wierzył w to co opowiada na lekcjach politycznych i po prostu robi to, bo musi. A najważniejsze - on, Pirogow, wojskowy, oficer z medalami, kandydat na członka partii, uważany był za osobę, która żyje w dobrobycie wcale tak nie miał - było paskudnie. W tym czasie cały kraj ogarniała nędza a duża część społeczeństwa głodowała.
Z Barsowym Pirogow spotkał się w marcu 1947 r. podczas narady u przełożonego. Barsow był szanowany wśród kolegów i sierżantów. Miał on sprawiedliwy, ale wybuchowy charakter, co powodowało liczne kłótnie Barsowa z dowództwem. Często mówił co o nich myśli prosto w twarz. Po tej wspólnej naradzie, gdzie Barsow znów pokazał charakter, grupka zwolenników zebrała się ze stołem. Oprócz kłótliwego charakteru, Barsow posiadał wesołą duszę, umiał śpiewać i grać na gitarze. Podzielał on poglądy Pirogowa o życiu w stalinowskim raju. Nieraz po obowiązkowej lekcji informacji politycznej, gdzie opowiadano o cierpiących ludziach na zachodzie oni we dwójkę potajemnie pod kocem słuchali w radio "Głosu Ameryki". Słuchając Amerykanów pojawił się pomysłnaopuszczenie tego co im tak bardzo zbrzydło. Najbliżej Amerykanie znajdowali się w Austrii. Ponieważ w tej chwili pułk Pirogowa i Barsowa znajdował się w pokonanych Niemczach, pomysł wyglądał na dość realny. Konkretny dzień ucieczki bądź plan nie istniały. Piloci umówili się, że kiedy zrozumieją, że to jest ta właściwa chwila, to jeden powie "Na kierunku!", a drugi, jeśli jest gotów spełnić marzenie, odpowie: "Na ścieżce podejścia!"
W lipcu 1947 r. 63. lotniczy pułk bombowy wyprowadzono z Niemiec do ZSRR. Tym razem tylko do zachodniej Ukrainy. Stało się jasne, że trzeba się pośpieszyć. Jak później się wyjaśniło nie na marne - na Pirogowa był gotów materiał, który zawierał liczne donosy kolegów, a także wniosek wydziału specjalnego o jego "amoralności" i "nielojalności". To wiązałoby się albo zwolnieniem z wojska, albo stacjonowanie w okręgach wewnętrznych.
Pirogow i Barsow w USA
Życie w USA
Sprawą uciekinierów zajął się Departament Stanu. Pirogowa i Barsowa bardzo dobrze przyjęto w USA. Obaj nie znali języka angielskiego, więc wszędzie towarzyszyło im dwóch tłumaczy z Departamentu Stanu i Wywiadu Wojskowego. Podczas jednego z pierwszych wywiadów, do czasopisma "Life" zgodnie przyznali, że podczas słuchania "Głosu Ameryki" marzyło im się odwiedzić Wirginię. Wirginię pokazano im w szczegółach. Chodzili na liczne spotkania z przedstawicielami władzy, Rosyjskimi białymi emigrantami, lokalnymi muzykami, rolnikami, pokazywano im stan i Amerykański styl życia. Grali w pinball, pili Coca-Colę, odwiedzali Amerykańskie restauracje, burgerownie, bary, sklepy i centra handlowe, byli gośćmi honorowymi na kilku meczach baseballowych. Oprócz tego dużo występowali w radio, także w "Głosie Ameryki" w ojczystym języku. Udzielali licznych wywiadów dla dziennikarzy.
Podczas tych wywiadów, Pirogow, który szybko połapał się w Ameryce, rzucił się do nauki języka, był bardzo inicjatywnym i przedsiębiorczym, dużo mówił, wstępował w różnych organizacjach i dążył do wcielenia się w lokalne społeczeństwo. Znalazł agenta literackiego i zaczął pisać .Gwałtownie odróżniał się on od swojego przyjaciela. Barsowa natomiast powoli opanowywała apatia i depresja, on nie mógł odnaleźć się w USA. Na wywiadach i spotkaniach głównie milczał i dużo palił, językiem angielskim się nie interesował. Co więcej zaczął pić. Co raz rzadziej bywał trzeźwy. Pił ciągami i do nieprzytomności. Doszło do tego, że jako opłatę za wywiad zaciął prosić dziennikarzy o trunki. Kiedy się upijał szukał kłopotów. Nie raz uciekał od Pirogowa, odwiedzał prostytutki, wdawał się w bójki. Pirogow jak mógł, starał się powstrzymać przyjaciela od autodestrukcji, zamykał go na klucz, pilnował, odwoływał się do poczucia wstydu, dumy narodowej i oficerskiej. Pytał, czy uciekliśmy po to, aby wszyscy potem nas traktowali jak awanturników i moczymordy? Barsow odpowiadał, że bardzo tęskni za domem.
Po tym jak hałas medialny się uspokoił drogi przyjaciół rozeszły się. Barsow pracował fizyczne - prasował ubrania za dolara na godzinę, kopał jamy na rury. Mieszkał w wynajętym pokoiku na Brooklynie w Nowym Jorku, potem przeniósł się do Stratford, Connecticut, gdzie pracował w zakładzie Sikorskiego. Barsow uważał to za swój upadek i porażkę. Sam Pirogow później mówił, że jego przyjaciel po prostu nie wiedział co z tą cała nową wolnością (za którą idzie odpowiedzialność za własne życie) robić. To był człowiek który dorósł w radzieckiej rozkazowo-administracyjnej rzeczywistości, gdzie panowały hasła: "niech pracuje żelazna piła, nie dla pracy mnie mama urodziła", "niech koń myśli, on ma dużą głowę" i "inicjatywa rucha inicjatora", a wszystko było podporządkowano rozkazom i zasadom, i to praca szuka człowieka, a nie na odwrót.
Barsow poddał się nie wytrzymawszy nawet roku.
"Tolia, nie wierz im, oni zabiją cię jak psa."
Jako do obywateli radzieckich Amerykanie musieli dopuścić radzieckich pracowników dyplomatycznych. Pirogow nie chciał z nimi rozmawiać, zaś Barsow nie był taki kategoryczny. Lubił z nimi pogawędzić i posłuchać nowiny. Pewnego dnia 1949 r. osobiście, radziecki ambasador w USA Aleksander Paniuszkin (a jednocześnie generał-major bezpieczeństwa państwowego) zaproponował Barsowowi powrót do domu i gwarantował mu całkowitą amnestię, jeśli przekona Pirogowa wrócić z nim lub najwyżej dwa lata więzienia, jeśli wróci sam. Barsow dał się przekonać. Pirogow - nie. Uważał z góry za kłamstwo wszystko co powiedzą radzieckie władze. Kilka razy uciekinierzy spotykali się w różnych knajpach Nowego Jorku, gdzie osiedlił się Pirogow. Podczas tych spotkań Barsow przekonywał przyjaciela aby ten wrócił z nim. Mówił, że obiecano mu, że w ZSRR nawet wszystkie wydatki, które Pirogow poniósł pisząc książkę zostaną mu zwrócone. Przekazał on i pogróżkę rodaków: "powiedziano mi także, że ty tak czy owak wrócisz, ale wtedy ja cię zobaczę powieszonym". Pirogow starał się Barsowowi udowodnić odwrotnie, że lepiej nie wracać.
Barsow opuścił USA we wrześniu 1949 r. Przed odlotem Pirogow próbował go ostatni raz przekonać aby został: "Tolia, nie wierz im, oni zabiją cię jak psa". Nie pomogło. Tak przyjaciele się rozstali ostatecznie.
Artykuł o powrocie Barsowa do ZSRR i dzienniku, który prowadził w USA
Minęło 6 lat.
W 1954 r. w ZSRR razem ze swoimi współpracownikami został rozstrzelany Minister Spraw Wewnętrznych ZSRR Lawrentij Beria. W jego kompetencję między innym także wchodził wywiad zagraniczny. W 1951 r. na rozkaz Beriido Australii został wysłany niejaki Wladimir Pietrow jako szef rezydentury. Po straceniu wszechmogącego ministra zgodnie z praktyką radziecką rozpoczęto czystki aparatu z jego ludzi. Pietrowowi zależało aby nie zostać wezwanym do ojczyzny i tam być represjonowanym jako człowiek Berii więc postanowił skontaktować się z australijskimi służbami specjalnymi i poprosić o azyl polityczny dla siebie i dla żony. Azyl został udzielony.
Wtedy też opowiedział co się stało z Barsowem.
Według Pietrowa, Barsow wyleciał z powrotem do Linzu. Tam go ostatni raz przy przyjściu granicy zapytano czy on dobrowolnie wraca do ZSRR. Barsow smutne odpowiedział, że tak. Stamtąd go zabrano do Moskwy, do słynnego więzienia "Taganka", gdzie przesłuchiwany przebywał przez 8 miesięcy. W końcu kiedy bezpieka radziecka zrozumiała, że nic ciekawego nie może opowiedzieć o wojsku krajów zachodnich, wiosną 1950 r. został stracony. Pietrow również powiedział, że radziecki ambasador Paniuszkin, który gwarantował Barsowowi wolność przy powrocie do domu doskonale wiedział o tym, że powracający został zaocznie skazany na karę śmierci.
Los Pirogowa
Pirogow długo miał problemy z naturalizacją, ponieważ u siebie był kandydatem na członka WKP (b). Działacze partyjni mieli z góry utrudnione zadanie, nawet jeśli dobrowolnie uciekli na zachód. Kongres USA musiał interweniować i przyjąć wobec niego specjalną ustawę z dn. 6 maja 1954 r nr. 347 "o nadaniu Piotrowi A. Pirogowowi stałego pobytu w USA".
Były radziecki pilot zamieszkał w Nowym Jorku, pracował jako malarz. Później otworzył swój interes związany z wykończeniem domów i mieszkań. Na początku lat 50-tych wziął ślub z córką rosyjskich emigrantów - Walentiną. Przeżył z nią resztę życia. Później został zaproszony do Waszyngtonu do pracy na której się znał. Miał zostać analitykiem zdjęć zrobionych z powietrza dla Biblioteki Kongresu. Pracował dobrze, uczestniczył w pracy kilku komitetów Kongresu. Jednak długo tam nie został. W USA w latach 50-tych rozpoczęło się makartowskie "polowanie na czarownice" i ponieważ pracował z dokumentami z klauzulą "tajne" Pirogow został zwolniony jako były działacz partii komunistycznej.
W 1950 r. Pirogow napisał książkę po rosyjsku "Dlaczego uciekłem: Historia Piotra Pirogowa", która została przetłumaczona na angielski. Została opublikowana w USA i Wielkiej Brytanii.
Pierwsze wydanie książki Pirogowa
Po zwolnieniu z pracy pracował jako taksówkarz. Jednak w tle tego samego "polowania na czarownice" Pirogowa zaprosili do pracy na radio "Wyzwolenie", które nadawało w krajach socjalistycznych. Tu znów zagrała Pirogowska przedsiębiorczość i ambicja. Pracował bardzo dobrze. Otrzymał nagrodę Funduszu Wolności - Medal Honoru Pamięci Waszyngtona. Stał się bardzo popularny wśród społeczeństwa emigranckiego. Na tym nie poprzestał. Zajął się nauką. W 1963 r. otrzymał stopień magistra Georgetown University School of Languages and Lingustics w specjalności "lingwistyka" i zaczął tam wykładać. W późniejszym czasie został profesorem tej uczelni. Odszedł na emeryturę w 1986 r. Ostatnie lata mieszkał w Wirginii, w miasteczku Stafford.Wychowywał trójkę córek: Tamarę, Walentinę i Ninę.
Piotr Pirogow, zdecydowanie niezwykły, pracowity i nie poddający się człowiek, umarł na tętniaka w wieku 66 lat 28 lutego 1987 r. Jego żona Walentina przeżyła męża.
Wypis z ustawy o nadaniu Pirogowowi stałego pobytu w USA
Władze radzieckie nie zaprzestawały prób przekonania Pirogowa aby wrócił do ZSRR. 11 marca 1955 r. Odwiedził Pirogowa drugi sekretarz radzieckiej ambasady Gennadij Makszanc, który opowiedział, ze Związek Radziecki po śmierci Stalina się zmienił, a jego kolega Barsow ciągle żyje i Pirogow może spokojnie wrócić do kraju. Jak dowód Makszanc przekazał mu list od starego przyjaciela. Sam Pirogow stwierdził, że chociaż pismo było podobne do pisma jego kolegi, sam list jest fałszywy, ponieważ Barsow słabo znał się na gramatyce, był prostym człowiekiem, a list był bezbłędny i zbyt literacki. List został podpisany jako "Barsow", a we wspomnieniach Pirogowa jego kolega podpisywał się tak, żewyglądało to jak "Borzow". W koilejnym tygodniu od wizyty sekretarzDepartament Stanu USA poprosił Makszanca aby ten opuścił kraj z powodu próby przekonania byłych obywateli radzieckich do powrotu do ZSRR, za pomocą prawdopodobnie podrobionych dokumentów.
Ucieczka Pirogowa i Barsowa stała się jedną z pierwszych ucieczek z ZSRR za pomocą samolotu wojskowego. I jedną z najbardziej słynnych. Sława ich ucieczki stoi obok ucieczki starszego lejtnanta Wiktora Bielienki, który uciekł w 1976 r. samolotem MIG-25P, a także ucieczki kapitana Aleksandra Zujewa w 1989 r. samolotem MIG-29.
Amerykanie do ZSRR z zasady nie uciekali tak spektakularnie. Znany jest jeden przypadek kiedy wojskowy Stanów Zjednoczonych Roberto Ramos Micelena poleciał do socjalistycznej Kuby w 1963 r. wojskowym samolotem treningowym Beechraft T-34 Mentor. Dwóch innych wojskowych - Bobbie Joe Keesee i Richard Harwood Pearce dokonali tego samego czynu tyle, że wypożyczonymi samolotami Piper PA-24 Comanche i prywatnym Cessna 150. Obaj nabawiwszy się w buntowników wrócili do USA, jeden po 49 dniach, drugi po 12 latach.
Opracował: Talgat Jaissanbayev
...z podziękowaniami dla Ireneusza Jarmołowicza i Mateusza Jackowskiego
Na podstawie materiałów z:
Huyguens Etienne, Return to the Motherland. A Study on Redefection and Reemigration to Sovietbloccountries, Jameston Foundation, Washington D.C., 1987.
Krasnov Vladislav., SovietDefectors: The KGB Wanted List, Stanford University, Hoover Institution Press, Stanford, Carolina, 1985./p>
Pirogov P., Why I Escaped: The Story of Peter Pirogov., Duell: Sloan and Pearce, New York, 1950.
|